Karolina Szczudło VIIc




Nowa odsłona


Irmina do późna czytała swoją lekturę, licząc na

niesamowite zakończenie. Była prawdziwym molem

książkowym i można by powiedzieć, że czytała w każdej

wolnej chwili. Po kilku godzinach lektury aż jęknęła z

niezadowolenia:

- Ach, co to była za książka! Balladyna jest kompletnie

przereklamowana!

Z początku starała się mieć dobre nastawienie do książki,

choć nie była fanką polskich wieszczów. Była uparta jak osioł i

postanowiła, że musi dobrnąć do końca, choćby się waliło i

paliło. Z bólem trzeba było przyznać, iż kompletnie się

rozczarowała. Kiedy była bliska pogrążenia się w otchłani

rozpaczy, do pokoju weszła mama, jakby wyczuła, że jej córce

popsuł się humor.

- Irmino, co się stało? – zapytała wyraźnie zaciekawiona.

- Och mamo, Balladyna to istna katastrofa! – westchnęła

głęboko.

Zaczęła żarliwie opowiadać mamie, jak to nie podobał jej

się koncept książki, oraz, że to Alina powinna być na miejscu

Balladyny. Potok słów z jej ust nie ustawał. Mama próbowała

ją uspokoić, ale nawet to okazało się niemożliwe. Nagle nieco

zdyszana już Irmina przestała mówić. Zapadła cisza. Wreszcie

mama postanowiła się odezwać:

- Córeczko, nie każde zakończenie jest w stanie nas

usatysfakcjonować. Trzeba nauczyć się, że każdy człowiek ma

inną wyobraźnię, a jego słowa przelane na papier nie

spodobają się wszystkim. Taka już nasza natura.


- Wiem mamo, rozumiem to. Tak jak mówisz, ta lektura mnie

kompletnie nie usatysfakcjonowała, ale jestem zadowolona,

że w całości ją przeczytałam – powiedziała ze spuszczonym

wzrokiem.

Nagle na twarz mamy wpełzł uśmiech, który Irmina

dobrze znała. Oznaczał, że mama ma świetny i nieco szalony

pomysł. Widać kobieta zauważyła, iż jej córka niecierpliwi się,

więc postanowiła podzielić się z nią swoim pomysłem.

- A zatem…- zaczęła- pomyślałam, że możesz wyobrazić sobie

inne zakończenie książki i…zapisać je.

Dziewczyna przez chwilę się zastanawiała. Mogłoby się

wydawać, iż ten pomysł jest błahy, jednak…ani razu o tym nie

pomyślała. W końcu po chwili namysłu była pewna tego, co

zrobi.

- Dzięki mamo! Mam nadzieję, że uda mi się wymyślić coś

ciekawego. Jak skończę, to przyniosę ci do przeczytania –

powiedziała rozradowana niemal jednym tchem.

Mama tylko wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a potem po

cichu wyszła z pokoju córki.

Irmina położyła się na łóżku, i nawet nie zauważyła, jak

szybko odpłynęła do krainy snów.

- Kirkorze, jestem pewna, że pokochasz szczerą miłością

jedną z moich wspaniałych córek. Są różne niczym róża i

fiołek, jednak każda z nich jest wyjątkowa na swój sposób –

rzekła wpatrzona w księcia wdowa.

- Na pewno tak będzie – odpowiedział uśmiechnięty od ucha

do ucha Kirkor.

Czekał zniecierpliwiony na dwie niewiasty, które miały

niebawem zjawić się ze swoimi koszykami pełnymi malin. Ta,

która szybciej zjawi się w domu, miała zostać żoną księcia.


Nagle drzwi chaty otworzyły się, a Kirkor ujrzał w

przedsionku Alinę. Miała delikatnie rozwiane włosy,

zaróżowione policzki, a jej oczy lśniły niczym tafla wody.

Wtedy książę utwierdził się w przekonaniu, iż będzie miał

wspaniałą żonę. Kirkor postanowił spełnić każde życzenie

swojej wybranki. Alina zażyczyła sobie tylko jednej rzeczy.

Chciała, aby jej matka oraz siostra zamieszkały razem z nimi w

zamku. Kirkor chętnie przystał na to życzenie, choć martwił

się, że Balladyna jest zazdrosna o swoją siostrę. Szybko jednak

zapomniał o tej sprawie, widząc na twarzy przyszłej żony

promienny uśmiech. Przeprowadzka do zamku cieszyła, a

zarazem smuciła Alinę. Była przeszczęśliwa na samą myśl o

życiu wśród ludzi i pomaganiu im, co kochała robić całym

sercem, jednak przywiązała się do swojego dawnego domu.

Wytłumaczyła sobie, że rozpoczyna nowy rozdział w życiu, i

będzie szczęśliwa jak nigdy dotąd.

Minęły dwa miesiące od przeprowadzki sióstr i mamy do

zamku. Alina mimo swoich obowiązków jako partnerka

Kirkora starała się utrzymywać dobre kontakty z rodziną. Z

mamą wychodziło jej to znakomicie. Pomagały sobie i cieszyły

się ze swojego życia. Gorzej sprawa wyglądała z Balladyną, z

którą za nic nie mogła się dogadać, choć zawzięcie

próbowała. Siostra była jakby w innym świecie, nie

odpowiadała na pytania i nie była skora do rozmowy. Gdy

Alina próbowała do niej mówić, od razu mierzyła ją ponurym

spojrzeniem albo wychodziła z pokoju. Dziewczyna uznała, że

da siostrze trochę spokoju, aby przyzwyczaiła się do nowej

sytuacji. W końcu ona też musiała spalić za sobą pewien most

i rozpocząć nowe życie.


Pewnego wieczoru Alina wyszła z jadalni po kolacji i

zamierzała iść do Balladyny wyjaśnić z nią pewne sprawy. Po

chwili była przed drzwiami pokoju siostry, lecz w tym samym

czasie, gdy miała zapukać, Balladyna zamaszyście je otworzyła

i powiedziała:

- O, witaj siostro. Właśnie miałam do ciebie iść.

- Witaj Balluś, (to zdrobnienie Aliny na imię swojej siostry

wykreowane przez wyobraźnię Irminy) ja też chciałam z tobą

porozmawiać. Mogę wejść? – zapytała.

- Tak, możesz – odparła.

Alina weszła do ciemnego pokoju, i już, gdy miała

zacząć przepraszać siostrę za to, że poświęcała jej za mało

czasu, Balladyna podeszła do niej bardzo blisko i okrutnie się

uśmiechnęła.

- Ach, droga siostrzyczko, jak mi przykro, że muszę ci to zrobić

– mówiła wyciągając coś z kieszeni sukienki – jednak zdajesz

sobie sprawę, że to ja powinnam być na twoim miejscu.

Alinie mignęło przed oczami ostrze srebrnego noża. Gdy

siostra próbowała zadać cios, dziewczyna szybko się

odsunęła, po czym wyrwała Balladynie tasak z ręki.

- Co ty najlepszego robisz?! – wykrzyknęła Alina.

Balladynie zebrały się łzy w oczach. Stała przez chwilę

bez ruchu, aż wreszcie ośmieliła się powiedzieć:

- Nie mam pojęcia.

Alina zaprowadziła ją na łóżko. Chciała jak najszybciej

usłyszeć wyjaśnienia. Patrzyła wyczekująco na siostrę, ta

jednak wbiła wzrok w ziemię. Nagle po policzkach Balladyny

zaczęły ściekać strużkami łzy.

- Przepraszam, Alino. Tak bardzo chciałam bogactw i władzy,

że aż przestałam zwracać uwagę na to, co w życiu ważne. Do


tego ciężko było mi odejść z naszego domu. Strasznie mi

smutno – powiedziała.

- To ja cię przepraszam, siostrzyczko. Za mało z tobą

rozmawiałam, odkąd przeprowadziłyśmy się tutaj. Po prostu

pochłonęły mnie sprawy związane ze ślubem… - spuściła

wzrok. – Mam nadzieję, że teraz będzie lepiej. Musimy

rozmawiać o tym, co czujemy, bo jak widzisz mają miejsce

sytuacje, których kompletnie nie chcemy.

- Teraz już będzie dobrze – powiedziała Balladyna,

uśmiechając się. – I kto wie, może ja też znajdę swojego

Kirkora.

Obydwie zaniosły się perlistym śmiechem. Od momentu

wyjaśnienia kilku spraw przez siostry, cała rodzina (i Kirkor)

mogli żyć szczęśliwie.

O szóstej rano Irmina otworzyła oczy. Obudziła się. Na jej

twarzy pojawił się szeroki, promienny uśmiech.


Dziesięć lat później…

- Witamy wszystkich na premierze nowej odsłony Balladyny!

– kobieta trzymała mikrofon w ręce, ale mimo to musiała

niemal krzyczeć, bo na sali był niezły gwar. – Prosimy zająć

ostatnie wolne miejsca. – Po chwili, widząc młodą dziewczynę

wchodzącą niepewnie na scenę dodała – Powitajmy gorąco

bestselerową pisarkę Irminę Majewską!

- Cześć wszystkim! Bardzo się cieszę, że tu jesteście i chcecie

posłuchać o mojej nowej książce. Chętnie odpowiem na

wasze pytania.

- Hmmm, no to może poprosimy pana w zielonej koszuli –

powiedziała kobieta.


- Dzień dobry. Pani Irmino, co zainspirowało panią do

napisania książki? Wszyscy wiemy, że lektury są

ponadczasowe, a nieco kontrowersyjne jest pisanie ,,nowej”

ich odsłony, czyż nie?

Irmina uśmiechnęła się. Ewidentnie odziedziczyła ten

uśmiech po mamie.

- Otóż…Tak naprawdę nigdy nie podobała mi się ,,Balladyna”.

Gdy byłam młodsza, uważałam, że jest przereklamowana i

niewarta uwagi. – na sali rozległ się gromki śmiech – Jednak

bardzo ważna dla mnie osoba uświadomiła mi, że aby napisać

jedno własne zdanie, trzeba przeczytać tysiące cudzych… 1 I tak

naprawdę dzięki temu powstała ta książka.

Komentarze