Karolina Szczudło kl. VIIIc "Dalsze losy Skawińskiego"
Dalsze losy Skawińskiego
Kilka dni po
stracie posady postanowiłem udać się w dalszą wędrówkę. Bardzo przeżyłem utratę
pracy, jednak miałem świadomość, że wszystko to była moja wina. Nic jednak nie
poradzę, widocznie musiało tak być. W końcu nic nie zdarza się bez przyczyny.
Tym razem też tak było.
Statek
odpływał bardzo wcześnie. Miałem pieniądze na wyjazd dzięki temu, że nie
wydawałem ich na nic innego podczas pracy w latarni. Oczywiście część pensji
wysyłałem polskiemu Towarzystwu, ale mimo wszystko zostało ich wystarczająco na
bilet.
Statek nazywał się ,,Torpeda” i był
jednym z najdroższych i ekskluzywnych w tym czasie.
Ze sobą wziąłem trochę ubrań, a co najważniejsze moją najważniejszą książkę pt.,,Pan
Tadeusz”. Miałem nadzieję, że tym razem nie przysporzy mi nieszczęść.
Wiedziałem, że mieszkańcom Aspinwall buzie się nie zamykały. Na każdym kroku
czułem ich wzrok na sobie, a kiedyś miałem z nimi dobre relacje. Czego bym nie
zrobił, oni nie pozostawiali na mnie suchej nitki po tym niefortunnym wypadku.
A mówi się, że każdy zasługuje na drugą szansę. Chciałbym, żeby każdy potrafił
ją przyjąć, a co najważniejsze dać.
Po wejściu na
pokład zaparło mi dech w piersiach. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego
przepychu na każdym kroku. Gdzie nie spojrzałem, tam kryły się pozłacane
krzesła, kryształowe żyrandole lub kolorowe obrazy. Zobaczyłem też, że
pracownicy statku wnoszą ogromny fortepian na pokład. Usłyszałem miękki, pewny
siebie głos:
- Panowie, proszę to zostawić
albo chociaż pozwolić mi pomóc. Nie chcę was zostawiać z tym wielkim
instrumentem.
- Ach, Panie
Chopin, widzę, że jest pan bardzo uparty. Proszę w takim razie wskazać nam,
gdzie mamy wnieść instrument. Na żadną inną pomoc nie wyrażamy zgody. Jesteśmy
dumni, że gościmy tak wspaniałego muzyka na pokładzie. – powiedział jeden z
pracowników.
- No dobrze,
więc poproszę o wniesienie go do sali koncertowej. Będę bardzo wdzięczny i
zadbam, żebyście dostali duże napiwki. – odpowiedział pan Chopin z delikatnym
uśmiechem na twarzy. Przez chwilę przysłuchiwałem się rozmowie, jednak później
postanowiłem udać się do recepcji.
Okazało się,
że dostałem kajutę numer 17. Była ładna i przestronna, więc absolutnie nie
miałem powodu do narzekań. Postanowiłem, że sprawię sobie wyjątkową podróż, aby
móc odpocząć po moich tułaczkach. Cały czas miałem w pamięci każdą z moich
przygód. Najbardziej zapadło mi w pamięć poszukiwanie złota w Australii.
Wymagające zadanie, na pewno nie przeznaczone dla człowieka mającego
klaustrofobię. Niestety moje zmęczenie było zbyt duże, a kondycja za słaba do
pracy fizycznej, więc przyszedł czas na odpoczynek.
Kilka
godzin później, ubrany elegancko, zszedłem do jadalni na kolację. Usiadłszy
przy stole, ujrzałem siedzącego obok mnie chłopaka. Miał może piętnaście lat.
Zastanawiałem się, dlaczego siedzi sam. Czy nie ma rodziny? Dlatego go
zagadnąłem.
- Jak Ci na
imię chłopcze? Wszystko w porządku?
- W jak
najlepszym porządku, sir. – powiedział to w taki sposób, że odniosłem wrażenie,
iż nie jest już dzieckiem, a dorosłym mężczyzną. – Mam na imię Teodor. A panu
jak na imię, sir?
- Mój drogi,
nie musisz mi mówić sir. Czuję się wtedy jeszcze starszy niż tak naprawdę
jestem.
- Przecież on
już wygląda jak stary pryk. Nic go nie postarzy. – mruknął chłopak.
- Słucham?
Może powiesz głośniej, bo w końcu taki stary pryk jak ja zapewne jest głuchy
jak pień. – rzuciłem rozbawiony. Coś czułem, że ciekawy osobnik jest z tego Teodora. – Prawie bym zapomniał. Możesz mówić mi
Skawiński.
W ten właśnie sposób poznałem
niezwykle mądrego i wrażliwego chłopaka.
Spędzaliśmy
dużo czasu wspólnie, przez co dowiedziałem się, że Teodor został wysłany
statkiem do swojej babci, jednak okazało się, iż kobieta niedawno zmarła.
Chłopak wolał zdać się na siebie niż wrócić do domu rodzinnego. Nie miał
dobrych relacji z rodzicami. Dlatego wylądował na statku. Sam też opowiedziałem
mu swoją historię, a najbardziej zainteresowały go moje liczne podróże.
Któregoś dnia zapytał mnie:
- Czy to ta
książka, przez którą wyleciałeś z pracy?
- Taaa, to
właśnie ta. Ale przez to, że wciągnąłem się w lekturę i zagapiłem się. A nie
przez samą książkę. Ona nie jest niczemu winna. – odparłem, cały czas widząc w
głowie zdarzenia z przeszłości.
- Nie jestem
tego taki pewien. Kto to w ogóle był ten cały Mickiewicz? Nie znam go. – dodał
kartkując książkę. – A poza tym przeczytałem kilka stron. Jest przeraźliwie
nudna.
- Niektóre
rzeczy jesteś w stanie zrozumieć dopiero wtedy, kiedy przyjdzie na to właściwy
czas. – odpowiedziałem mu.
Codziennie
opowiadałem Teodorowi o moich wojażach. Tych podczas pracy na wielorybniku, ale
też o bardziej niebezpiecznych przygodach. Tak jak wtedy, gdy moja tratwa
rozbiła się na Amazonce, a ja uszedłem o włos od śmierci. Chodziliśmy również
na codzienne koncerty Fryderyka (wreszcie dowiedziałem się, jak mu na imię).
Muszę przyznać, iż ten młody mężczyzna posiadał niezwykłe muzyczne
umiejętności.
Z każdym płynącym dniem czułem,
że coraz bardziej zbliżamy się do siebie z Teodorem, a ten jest dla mnie niczym
wnuczek.
Wraz z
upływającym czasem zastanawiałem się, gdzie zmierzam. Ludzie opuszczali statek
i na niego przybywali, a ja nadal nie wiedziałem, co chcę zrobić. Jednak życie
miało dla mnie własny plan.
- Skawiński,
Skawiński! Wstawaj, prędko! Nasz statek tonie! – krzyczał i szturchał mnie Teodor.
- Cooo jak
tooo? – byłem strasznie zaspany, po chwili jednak zrozumiałem, jaka jest powaga
sytuacji. – Już wstaję, nic ci się nie stało? – zapytałem.
- Nie, nie
wszystko jest dobrze, ale musimy jak najszybciej się stąd ewakuować.
Po wyjściu na
zewnątrz, zobaczyłem panikujących ludzi. Poczułem taki sam niepokój, jak wtedy,
kiedy zostałem złapany przez Indian w Górach Skalistych. Wiedziałem jednak, że
postaram się, aby Teodorowi nic się nie stało. To on miał jeszcze tyle do
przeżycia, był taki młody.
Przez parę
godzin ludzie próbowali dostać się na szalupy ratunkowe. Niektórzy niestety
wpadali do wody, a po kilku minutach tonęli. Wreszcie nadarzyła się okazja,
abyśmy weszli do szalup. Teodor poszedł pierwszy, a ja drugi. Niestety, moja
noga się obsunęła, a ja wpadłem do wody.
- Skawiński!
Nie! Wracaj! Pomogę ci, tylko nie machaj gwałtownie rękami! – to krzyczał mój chłopiec, jednak ja poczułem,
że zapadam się w ciemną otchłań… Otworzyłem oczy. Zrobiłem to z wielkim
wysiłkiem, jednak w końcu się udało. Ujrzałem…ciemność. Po chwili zobaczyłem,
że jestem w wodzie. Gdzieś bardzo, bardzo głęboko. Nagle zobaczyłem całe moje
życie, jakbym oglądał film. Wszystkie podróże, życie w latarni, a później rejs
statkiem. Usłyszałem głos:
- Nie poddawaj
się. Masz siłę na to, żeby się uratować. Zobacz jak wiele rzeczy przeżyłeś. Nie
było łatwo. Ale chodzi o to, żeby było, żebyś uczył się na swoich błędach. Jak
myślisz, czemu odczuwasz smutek, rozpacz i złość? Odpowiedź jest prosta. Bo
żyjesz. Dlatego miej w sobie siłę i pamiętaj, że warto jest żyć, ale jeszcze ważniejsze
jest doświadczanie. Zarówno dobrych, jak i złych rzeczy.
Do tej pory
nie wiem, do kogo należał ten głos. Jednak dał mi siłę. Zrozumiałem, że jeszcze
wiele przede mną. Zacząłem płynąć w górę. Na początku niepewnie, później z
coraz większą siłą, aż zobaczyłem światło. Wynurzyłem się, a obok ujrzałem
zapłakanego Teodora.
- Dziadku!
Myślałem, że ciebie nie uratujemy. Jak dobrze, że żyjesz. – powiedział już
nieco radośniejszy.
Oczywiście
wszystkie osoby z mojej szalupy odpowiednio się mną zaopiekowały. Nieco później
zobaczyliśmy na horyzoncie statek, dzięki któremu zostaliśmy uratowani. To było
wielkie szczęście.
- Co teraz, dziadku? –
zapytał mnie Teodor podczas przechadzki po malowniczych uliczkach Paryża.
- Nie mamy
żadnych planów. Czasami najlepiej jest nic nie planować i pozwolić sobie iść za
głosem serca.
- No dobrze,
skoro tak mówisz, niech tak będzie. Jednak myślę, że skoro jesteśmy w Paryżu,
możemy odwiedzić twojego ulubionego pisarza. Nasza historia to idealny pomysł
na książkę. Pan Mickiewicz będzie miał wenę jak nigdy. – zasugerował z
błyszczącymi oczyma.
- Mój drogi Teodorze,
twoje pomysły mnie zadziwiają. Jednak powiem ci, że wchodzę w to. Zaryzykujmy.
Uwaga:
Autorka wprowadziła do swojej historii dwie postacie historyczne związane z
epoką romantyzmu, jednak w latach, w których rozgrywa się akcja „Latarnika”
obaj panowie już nie żyli. „Zabieg” jest jednak uzasadniony fabułą.
Komentarze
Prześlij komentarz
Przekleństwa i wulgaryzmy. Ich używanie jest szkodliwe!