Spacer po starożytnym Rzymie. Gabrysia Gurgoń 8C

 

Spacer po starożytnym Rzymie

W towarzystwie wybranego bohatera powieści



 

     W małym mieszkaniu, na cichym z reguły osiedlu mieszkała pewna dziewczyna. Młoda, utalentowana, pełna aspiracji i nadziei na lepszą przyszłość -zapalona pisarka. Chociaż jej największym marzeniem było, żeby kiedyś zostać pierwszym w rodzinie chirurgiem, to jak już wcześniej wspomniałam, kochała też poświęcać się twórczości literackiej. Kiedy tylko miała czas, pisała wiersze, opowiadania, a nawet książkę, której niestety od 2 lat nie mogła skończyć z braku odpowiednich warunków. Tak czy inaczej, pomimo ogromu pracy i niekiedy nieprzespanych nocy, bardzo lubiła to co robi. Jej bliscy, nawet jeśli odradzali jej przyszłość pisarza, i tak lubili czytać jej  „literackie wypociny”.

     Pewnego sobotniego wieczoru, kiedy  za oknem padał deszcz, a kropelki równym rytmem stukały w szybę, niczym metronom odmierzający metrum muzykowi, Gloria (bo tak miała na imię główna bohaterka) postanowiła napisać kolejne dzieło. Odsunęła czarne, skrzypiące, ledwo trzymające się na swoich pięciu kółkach krzesło, usiadła, przysunęła się do jasnobrązowego stolika, zapaliła lampkę stojącą w rogu biurka i w takim przyjemnym klimacie zaczęła zastanawiać się nad fabułą opowiadania. Co prawda termin oddania opowiadania miała dopiero za tydzień, ale wolała zacząć wcześniej, żeby szybciej skończyć. Dziwne tylko było to, że za każdym razem w takiej sytuacji nawet nie musiała się za bardzo wysilać, żeby cokolwiek wymyślić, bo całą powieść miała już w głowie. Wystarczyło tylko przenieść ją do laptopa. Tym razem tak nie było. Siedziała, myślała i nie mogła do niczego dojść. Tematem przewodnim miał być spacer po Rzymie w towarzystwie jakiegoś bohatera Quo vadis. Podobała jej się ta książka i co prawda teraz zdążyła przeczytać całą na czas, to nie wiedziała nawet od czego zacząć pisać. Siedziała już tak pół godziny i nadal nic. W przerwie zrobiła sobie tylko herbatę z pokrzywy z nadzieją, że kubek gorącego naparu naprowadzi ją na dobrą myśl.

     Po jakiejś godzinie przyszła do niej zdezorientowana mama, nie mająca pojęcia, czemu tak późno o 1:37 w nocy (w sumie to już rano) jej córka nadal nie śpi. Nie było dla niej dziwne, że Gloria czasami późno chodzi spać, ale jeszcze nigdy nie widziała jej tak zapracowanej nad zwykłym opowiadaniem.

     - Jejku czemu jeszcze nie śpisz? Odpuść sobie już to, jutro dokończysz. – powiedziała mama  z wyraźnym współczuciem w głosie, zakładając jednocześnie rękę na rękę. Gloria już nie do końca kojarzyła. Ziółka, które wcześniej zdążyła wypić, dały odwrotny skutek do zamierzonego i zamiast zostać przy życiu, prawie zdążyła zasnąć.

     - Cooo?... A tak. Nieee, no zdążę jeszcze dzisiaj napisać, co to dla mnie jest. - ledwo wymówiła z pogardą i zmęczeniem.

     - Nie wygłupiaj się jest już 1:37 idź lepiej spać. - rzuciła tylko jej mama i wyszła z pokoju.

     - Dobra, to chociaż drzwi zamknij- poddenerwowana Gloria odpowiedziała tylko i padła twarzą na blat. Deszcz za oknem nadal padał, więc kropelki uderzały w szybę, dając idealne warunki do spania. Podczas tej pięknej nocy, przyśnił jej się niesamowity sen, mogący rozwiązać jej problem.

      Obudziła się w jakimś małym zaułku, leżąc w rozwalonych beczkach. Słyszała różne odgłosy dobiegające z ruchliwej uliczki. Wygrzebując się spod leżących wokół niej desek, zauważyła, że jest ubrana w białe, śliczne, ale miejscami trochę naderwane szaty. Włosy natomiast miała upięte w malutki urokliwy kok. Wyszła na drogę i prawie została wyprowadzona z równowagi przez tłum, niezwracający na nią uwagi. Ktoś do kogoś coś krzyknął, gdzieś właśnie była wygłaszana mowa, a jeszcze gdzieś indziej handlarze przekrzykiwali się nawzajem, kto ma lepszy towar, zachęcając jednocześnie przechodniów do jego zakupu. Słońce również nie dawało o sobie zapomnieć. Na tym „dzikim rynku” panował taki skwar, że nie dało się wytrzymać. Oczy w kontakcie z promieniami też nie czuły się najlepiej, ale na to już rady nie było. Ale mi się chce pić- pomyślała Gloria i postanowiła udać się do jednego z tych głośnych sprzedawców.

     - Czego szukasz, o pani? - zapytał starszy mężczyzna z momentalnym opanowaniem, podejrzanym spokojem i mrocznym uśmiechem na twarzy. Co za typ spod ciemnej gwiazdy – pomyślała, niechętnie podchodząc do stoiska, jeśli w ogóle można to było stoiskiem nazwać.

     - Szukam wody, masz może trochę?- niespokojnie zapytała.

     - Ilość wody, jaką mam zależy od tego, ile ty masz w kieszeni, panienko- odpowiedział handlarz, po czym zaczął się głośno śmiać. Gloria spojrzała do kieszeni. Znalazła w niej tylko mały, podręczny nóż, kilka aureusów i 6 denarów. Nie było to dużo, ale może by starczyło.

     - Mam trochę aureusów i 6 denarów, starczy?- spytała, niechętnie trzymając na dłoniach złote i srebrne monety.

     - Może i starczy. Zobaczymy hehehe- syknął handlarz, zacierając ręce i mrucząc coś pod nosem.

     - Coś ci nie ufam, dziadzie- wkurzona powiedziała do mężczyzny Gloria, chowając pieniądze do kieszeni po tym, kiedy zauważyła, że handlarz spośród wszystkich dzbanów jakie ma, żadnego nie napełnił wodą. W tym momencie straganiarz bardzo się zdenerwował.

     - DAWAJ KASĘ!!!- krzyknął oburzony, po czym dodał jeszcze – JEJ KIESZEŃ!!! BIERZ MONETY!!!- Gloria została przewrócona i ktoś wyrwał jej siłą z kieszeni wszystkie pieniądze. Nie mogła poznać, kto to był. Tak czy inaczej wydawało jej się, że ten ktoś właśnie uciekł z mężczyzną od dzbanów. Tak rzeczywiście było. Wokół niej zebrał się ciekawski tłum. Dziewczyna leżała jeszcze na ziemi, nie za bardzo wiedząc, co się właśnie stało. Z każdego kąta usłyszeć można było szyderczy śmiech. Po kilku minutach dostrzegła również, że jest wytykana palcami. Nie było to miłe ani przyjemne. Jednak kiedy tak zwijała się ze wstydu, tłum rozproszył człowiek na koniu.

     - Co jest ludzie?! Czego chcecie?! Zajmijcie się sobą!- powiedział zamaskowany ktoś. Nie zrobiło by to pewnie na nikim żadnego wrażenia, gdyby mężczyzna nie miał ze sobą śniadego rumaka, którego rozmiary przerażały każdego gapia. Spacerowicze w krzyku rozbiegli się na wszystkie strony świata, aż się za nimi kurzyło, a do Glorii podszedł skryty człowiek, schylił się i podał jej rękę.

     - Nie leż tak na ziemi, będziesz miała brudne szaty.- powiedział spokojniejszym głosem po czym zdjął nakrycie z głowy. Gloria od razu rozpoznała twarz swojego wybawcy. Był to Marek Winicjusz. W tym momencie zrozumiała, że znajduje się w Rzymie i właśnie dzieje się akcja Quo vadis. Miała tylko nadzieję, że nie trafiła na pożar tego pięknego miasta.

     - Marku, jejku, dziękuję ci bardzo za pomoc. - podała rękę patrycjuszowi, wstała i wytrzepała ubranie z piachu.

     - Skąd ty znasz moje imię?- zdziwiony Winicjusz zapytał, po czym dodał – nieważne, muszę już jechać- i poszedł w kierunku konia.

     - Nie Marku stój poczekaj- szybko krzyknęła dziewczyna. - Zaczekaj mogę z tobą jechać? Chciałabym zobaczyć to piękne miasto. Nie wiem co prawda dokąd zmierzasz, ale mogę też? - Zapytała.

     - Nie sądzę, abyś chciała jechać ze mną do księgarni po Satyricon, ale no dobrze. - odpowiedział Marek, po czym pomógł Glorii wejść na wierzchowca i zwierzę powoli ruszyło.

     - Jak przybyłaś do Rzymu? - zapytał zaciekawiony- mam wrażenie, jakbyś nie była stąd.

     - No tak, pierwszy raz jestem w Rzymie, ale w sumie też tu mieszkam… to trudne do wytłumaczenia. Nie zrozumiesz tego. - odpowiedziała dziewczyna.

     - Następnym razem polecam nie przychodzić na Vicus Sceleratus. Pełno tam podejrzanych typów. -powiedział patrycjusz.

     - Zdążyłam się już zorientować.- z lekkim uśmiechem odparła Gloria i spojrzała za siebie jeszcze raz na koszmarne miejsce, które na szczęście opuszczała.

     - Masz może coś do picia?- spytała Gloria- Odkąd tu jestem strasznie mi się chce pić i nie mogę znaleźć żadnego źródła wody.

     - Jak będziemy wracać z księgarni, to pojedziemy na Zatybrze. Tam będą mieć coś do picia i na pewno ci dadzą. - rzekł Winicjusz i przyspieszył tempa. Dosłownie chwilę później znaleźli się w zupełnie innym miejscu. Uliczki zaczynały się zwężać, toteż trzeba było zostawić konia przy okolicznym płocie albo gdzieś, gdzie można było bezproblemowo go przywiązać i nie martwić się o to, że się zgubi albo ktoś go ukradnie. Niestety z tym był problem, więc Winicjusz poprosił Glorię, żeby została z koniem, kiedy on pójdzie po Satyricon. Po parunastu minutach jednak wrócił, ale bez żadnych zwojów.

     - Co się stało? Czemu nie masz tego tomu? - spytała zdziwiona dziewczyna.

     - Nie miałem wystarczająco dużo denarów, żeby zapłacić. - odpowiedział zmartwiony Marek.

     - Naprawdę chciałem kupić tę książkę. Napisał ją mój wujek Petroniusz.

     - Nie martw się, może kiedyś ci ją da. - powiedziała dziewczyna z nadzieją w głosie. - Teraz musimy już jechać, bo mi coraz bardziej chce się pić. – uśmiechnęła się Gloria próbując pocieszyć patrycjusza.

     - Tak, musimy jechać do Ligii. - rzucił mężczyzna i szybko podszedł do konia.

     - Teraz udamy się na Zatybrze. Tam mieszka Ligia i inni chrześcijanie. Nie mają tam za dobrze, ale ich wiara im wystarczy. Na pewno podzielą się tym, co mają. - powiedział Marek kiedy znów mijali plac ze straganami. - A Vicus Sceleratus łączy się z kolei z Forum Romanum. Tam jest jeszcze gorzej, bo tam kręci się jeszcze więcej oszustów. - powiedział z pogardą. - A wiesz kto jest najgorszym z nich?

     - Kto? - spytała Gloria.

     - Neron. Nie dość, że uważa się za poetę, którym nie jest, to jeszcze ma tak wygórowane ego, że się z nim normalnie rozmawiać nie da. On zabija ludzi kiedy tylko chce – dla zabawy. Nienormalny jest i tyle. Pozbyłbym się go, gdybym tylko mógł...- wyznał traumatyczne przemyślenia trybun.

     - On naprawdę jest aż tak okrutny?- zapytała przerażona dziewczyna.

     - Tak. Dlatego go nienawidzę. -powiedział Marek. Chwilę jeszcze tak rozmawiali, aż zaszło Słońce i dojechali na miejsce. Osiedle biedaków o dobrych sercach, czyli Zatybrze. Było praktycznie puste. Brak żywej duszy. Winicjusz zostawił konia przy jakimś płotku, tak jak wcześniej. Razem już udali się do stosunkowo małego domu. Miał dwa piętra i farba z tynkiem od niego odpadały, ale nie był on aż tak zrujnowany, jak sobie go Gloria wyobrażała. Weszli do środka po małych schodkach i znaleźli się w miejscu, gdzie było wiele osób. Pewnie wszyscy ukrywają się w domach...albo modlą się. - pomyślała dziewczyna, po czym odsunęła wielką firanę, zwisającą jej przed twarzą.

      Winicjusz przedstawił jej Ligię. Była piękną, młodą kobietą. Na prośbę Marka, od razu przyniosła Glorii wodę. W końcu – pomyślała dziewczyna mogąc się napić po całym, ciężkim dniu.

Chwilę jeszcze rozmawiali z innymi, po czym zobaczyli dobiegające z kilku stron światło i ludzkie krzyki, wołające o pomoc. Gloria już wiedziała, co się dzieje. Zaczyna się pożar Rzymu. Nagle każe wszystkim chrześcijanom przebywającym w domu uciekać i ratować się, póki mogą. Przerażenie ludzi jest ogromne. Wszyscy wzburzeni, nie wiedzący co się dzieje, zaczęli wybiegać z domu. Ogromny wrzask z sekundy na sekundę nasilał się i nie ustąpił przez najbliższe dni. Zdezorientowani Winicjusz i Ligia wybiegli wraz z innymi. Gloria też tam poszła. W końcu Marek powiedział

     - To na pewno wina Nerona!!! To on, to wszystko on. - krzyknął i padł na kolana załamany. Gloria podeszła do niego, uklękła obok, wyciągnęła z kieszeni mały nóż i wręczyła go mężczyźnie, po czym zwróciła się słowami:

     - Idź. Idź Marku i go zabij… .

W tym momencie Gloria wstała i podała rękę patrycjuszowi. Winicjusz jeszcze trochę się przyglądał dziewczynie i wstał. Rzucił tylko porozumiewawcze spojrzenie i  pobiegł do konia. W tym całym chaosie i zamieszaniu usłyszał tylko załamany głos  Ligii. Dziewczyna krzyknęła do niego, żeby uważał na siebie i tego nie robił, ale on już wiedział, czego chce. Gloria przyglądała się temu z pewnym rozczarowaniem, że tak to się skończy, ale najwyraźniej tak musiało być. Cieszyła  się tylko, że Marek odważył się postawić na swoim. Nagle usłyszała jakiś głos z nieba. Ktoś ją wołał.

      To była mama, która przyszła do pokoju Glorii obudzić ją, bo była prawie dwunasta w południe. Zrobiła jej mocną czerwoną herbatę z nadzieją, że ją obudzi. Zdezorientowana dziewczyna ledwo zdołała otworzyć usta i zapytać się, co się dokładnie stało. Po chwili jednak dotarło do niej, że to był tylko sen. Dosyć dziwny i nie za bardzo mający sens sen, ale wspaniały i pełen akcji. Miała nadzieję, że kiedyś jeszcze będzie mogła przeżyć przygodę z Markiem Winicjuszem, Ligią i będzie mogła pomóc chrześcijanom. Zobaczy starożytny Rzym w innych okolicznościach i kto wie, może zapobiegnie pożarowi. Póki co, promienie słońca raziły ją w oczy. Zapowiadał się wspaniały dzień. Była szczęśliwa jeszcze z jednego powodu. W końcu wiedziała, co napisać. Usiadła wygodnie na krześle, włączyła laptopa i z delikatnym uśmiechem na twarzy zaczęła swoje opowiadanie… .

 

 

 

Komentarze