MAGICZNA NOC Szymon Dudek 8B

Szymon Dudek VIIIB 

MAGNICZNA NOC



 

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Wszyscy dookoła czuli magię świąt i ten niesamowity klimat. W pośpiechu robili zakupy, kupowali prezenty, sprzątali i dekorowali mieszkania. Ze mną było zupełnie inaczej. Wiedziałem, że w tym roku podczas świąt nie zobaczymy się w tak dużym gronie rodzinnym z powodu koronawirusa. Nie będzie też z nami mojej ukochanej babci Bożeny, która zmarła dwa lata temu. Na szczęście pojawili się w moim życiu nowi członkowie rodziny - mój cioteczny brat Ignaś i piesek Lusia.

Podczas wigilijnej kolacji maluchy wyczekują Świętego Mikołaja, w którego ja już dawno przestałem wierzyć, a właściwie stało się to po tym, jak mój wujek Łukasz wcielił się w jego postać. Niestety rozpoznałem go po charakterystycznych butach i czar prysnął. Dlatego zacząłem rozmyślać o tym, co ciekawego może mi się przydarzyć w ten magiczny wieczór. Po krótszej chwili przypomniało mi się jedno z ludowych wierzeń, które mówi o tym, że zwierzęta w wigilijną noc zaczynają mówić ludzkim głosem. Postanowiłem sprawdzić, czy to prawda. Wiem, że nie jestem już dzieckiem i w bajki też już nie wierzę, ale gdzieś w podświadomości z niecierpliwością oczekiwałem północy. Zastanawiałem się też nad tym, czy fajnie byłoby żyć w psiej skórze. Wtedy jeszcze w najśmielszych snach nie podejrzewałem, co może mi się przytrafić.

Kiedy zegar wybił godzinę dwudziestą czwartą wziąłem Lusię na ręce i zacząłem zasypywać ją pytaniami, oczekując na odpowiedź. Niestety jej nie uzyskałem. Zdziwiona Luśka patrzyła na mnie małymi, wyłupiastymi oczkami i machała ogonkiem w najlepsze.

Nagle stało się coś niewyobrażalnego, coś czego nie da się opisać. W pokoju zgasły wszystkie światła i zapadł zmrok. W powietrzu unosił się srebrno-fioletowy pył. Byłem przerażony i obleciał mnie blady strach. Nie miałem pojęcia, co się dookoła dzieje. Kiedy wszytko wróciło do normy poczułem się jakoś dziwnie, jakbym znajdował się w jakimś innym ciele. Nie myliłem się. Okazało się, że ja i sunia zamieniliśmy się ciałami. Pomyślałem, że to tylko zwykły sen i zaraz się obudzę, ale tak się nie stało. Postanowiłem porozmawiać ze swoim pieskiem.

- Lusiu, czy ty mnie rozumiesz ? – zacząłem.

- Tak – odparła oszołomiona.

- Co się z nami stało? – dopytywałem.

- Wygląda na to, że za twoją wielką ciekawość los spłatał ci figla i zamienił cię w psa. Teraz możesz osobiście doświadczyć tego, co robią, co czują i myślą zwierzęta - odpowiedziała chichocząc.

- Wiesz jak długo to może potrwać?- kontynuowałem rozmowę.

- Nie mam pojęcia, ale wykorzystaj ten czas jak najlepiej – odparła.

- A ty? Dasz sobie radę będąc człowiekiem ?- zapytałem.

- Pewnie, codziennie was obserwuję. W końcu będę mogła robić coś więcej niż tylko leżeć czy biegać za piłeczką – oznajmiła radośnie.

Ponieważ było bardzo późno i inni domownicy już spali, postanowiłem pójść ich śladem.

Nazajutrz rano obudził mnie tata i wyszedł ze mną na spacer, nie zauważając żadnej różnicy. Uświadomiłem sobie, że znajdując się w ciele malutkiej chihuahua na dworze czeka na mnie wiele niebezpieczeństw takich jak koty i inne większe psy. Mimo to zacząłem biegać po podwórku i obwąchiwać krzaczki, gdy w pewnym momencie na mojej drodze stanął duży kundelek.

- Cześć jak się wabisz ?- zapytałem.

- Jestem Azor – odrzekł.

- A gdzie jest twój właściciel ? – dopytywałem.

- Nie mam nikogo takiego. Jestem bezdomny – oznajmił kundelek.

- Przepraszam, że dociekam, ale czemu spotkał cię taki los? – zapytałem.

- Pewien pan kupił mnie dla swojego syna w prezencie. Początkowo było nam razem wspaniale. Adam dobrze mnie traktował, karmił i bawił się ze mną. Później się ożenił, urodziło mu się dziecko, a ja stałem się dla niego ciężarem, ponieważ jego syn miał alergię na moją sierść. Pewnego dnia mój pan wsadził mnie do samochodu, wywiózł do lasu i zostawił. Na początku było mi trudno, ale z czasem się przyzwyczaiłem. Teraz mieszkam tu w okolicy. W lato śpię na dworze, a zimą chowam się w piwnicach – stwierdził.

- Bardzo mi przykro. Niestety muszę już iść, ale mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy – pożegnałem się i pobiegłem za tatą.

W tym momencie zrobiło mi się strasznie smutno. Nie rozumiałem, jakim bezdusznym człowiekiem trzeba być, żeby zrobić coś takiego zwierzęciu. Kiedy byłem już pod swoim blokiem spotkałem Rokiego. Był to pies przewodnik mojej niewidomej sąsiadki.

-  Cześć, może się pobawimy?- spytałem

- Nie mogę z tobą rozmawiać, a tym bardziej bawić się z tobą. Jestem w pracy. Odpowiadam za bezpieczeństwo mojej właścicielki. Nie możesz mnie rozpraszać. Uciekaj stąd mały brzdącu – odparł wyniośle i poszedł dalej.

- Przepraszam – rzekłem i wskoczyłem po schodkach na klatkę.

Wiedziałem, że życie psa przewodnika nie jest łatwe, gdyż wymaga skupienia
i koncentracji, ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jaka odpowiedzialność ciąży na takim czworonogu.

Przez kolejne dni nie wydarzyło się w moim życiu nic ciekawego. Monotonia. Kilka razy dziennie wychodziłem na dwór, dostawałem jedzenie i dużo spałem. Maja ciągle chciała się do mnie przytulać, głaskać i całować. Denerwowało mnie to, ile można. Przecież nie jestem jakąś maskotką. Rzucała mi czasem maskotki, piłeczki
i kazała je sobie przynosić. Na początku może to była fajna zabawa, ale z czasem stawało się to irytujące i nudne. Może myślała, że jestem na tyle głupi, że będę biegał tam i z powrotem w nieskończoność.

Natomiast Lusia, w ciele Szymona, korzystała pełną piersią z okazji bycia człowiekiem. Objadała się jedzeniem, którego psy nie mogą normalnie jeść, grała na komputerze, nagrywała krótkie filmiki i nawiązywała nowe kontakty na Facebooku. Zazdrościłem jej niesamowicie. Niestety nie miała dla mnie zbyt dużo czasu. Oprócz tego musiała się dużo uczyć, bo będzie zdawała w tym roku egzamin ósmoklasisty.   

Takie życie wiodłem przez siedem długich dni, aż nadszedł Sylwester i nadzieja na to, że może znowu będę sobą. O dwudziestej czwartej wypowiedziałem życzenie, żeby znowu znaleźć się we własnej skórze. Bałem się, że się nie spełni i dlatego nie czekając na efekty usnąłem.

Obudziłem się następnego dnia rano i stwierdziłem, że znowu jestem człowiekiem. Byłem taki szczęśliwy, że wszystko wróciło do normy. Zrobiło mi się tylko żal Lusi, która była taka radosna będąc w moim ciele, a teraz leżała smutna w swoim kojcu. Od tego dnia zmieniłem swoje postępowanie w stosunku do niej. Nie opuszczałem jej na krok. Bawiłem się z nią w każdej wolnej chwili, przytulałem, całowałem i kupowałem jej psie przysmaki. Głaskałem ją za uszkami i po brzuszku, bo to najbardziej lubiła, o czym mogłem się przekonać będąc w jej skórze. Postanowiłem także odnaleźć Azora i namówić rodziców, abyśmy go przygarnęli. Było to też korzystne dla Lusi, bo zyskała nowego przyjaciela, z którym mogła się bawić wtedy, kiedy my nie mieliśmy czasu się nią zająć.

Po tym co przeżyłem zdałem sobie sprawę, że życie psa wcale nie jest takie łatwe i przyjemne, a nawet bywa nudne. Psiak jak człowiek ma lepsze i gorsze dni oraz uczucia, których nie można ignorować. Przyrzekłem sobie, że nigdy nie skrzywdzę i nie  porzucę żadnego zwierzaka. Zacząłem bardziej doceniać to, co mam i to kim jestem.

 

 

 

 

 

 

Komentarze