CHOINKA - Aleksandra Skiba VIC

 

Choinka



 

    Stałam dumnie pośród moich kolegów i koleżanek. Na moje gałązki spadały drobne śnieżynki. Nie było mi źle, ale nudziłam się. Monotonna zima. Jak co roku, zaraz będzie wiosna, lato, jesień i tak dalej.

    Niespodziewanie poczułam wielki ból w dolnej części pnia. Coś przebijało się przeze mnie. Wtem ujrzałam grupę ludzi krzyczącą coś w swoim języku. Po chwili zostałam odcięta od moich korzeni, a następnie zapakowana na ogromny pojazd. Zaczęło robić mi się słabo i po chwili zemdlałam.

    Powoli zaczęłam odzyskiwać świadomość. Obudziłam się w mocno ściśnięta siatką. Wokół mnie stały inne drzewka oraz jakieś osoby. Było dużo dzieci, jak i dorosłych. Oglądali mnie, dotykali, ale ostatecznie zawsze odchodzili.

    W pewnym momencie podszedł do mnie mężczyzna z ciemnymi jak noc oczami, a po chwili mnie podniósł. Otworzył prawdopodobnie swój pojazd i ostatkiem sił mnie do niego wepchnął. Wżynało się we mnie oparcie oraz jakieś inne przedmioty.

    Czarnooki włączył silnik i ruszył przed siebie. Jechaliśmy trochę czasu, aż zatrzymał się, a następnie ostrożnie mnie wyciągnął. Szedł ze mną po schodach w górę, po czym przekroczył próg drzwi. Wstawił mnie w jakiś stojak z wodą oraz zdjął siatkę.

    Nagle podbiegła do mnie dwójka małych dzieci z różnymi błyskotkami. Zaczęły ubierać mnie w bombki, łańcuchy, lampki i wiele innych. Dołączyła do nich także ich matka. Gdy ozdoby się skończyły, ojciec wziął swoje pociechy na ręce oraz pomógł im włożyć złotą gwiazdkę na mój czubek.

    Dni mijały szybko i w radosnej atmosferze. Pewnego wieczoru zadzwonił dzwonek, a do domu weszli inni ludzie. Wszyscy się śmiali, śpiewali kolędy oraz obdarowywali się upominkami. Była to najszczęśliwsza chwila w moim życiu.

   Czas szybko leciał, a goście zaczęli wychodzić. Zrobiło się spokojnie i zwyczajnie. Marzyłam o tym, aby każdy wieczór był tak wspaniały.

   Każdego dnia budziłam się z nadzieją na niezwykłą uroczystość. Z czasem coraz więcej moich igieł spadało na ziemię, straciłam piękną i świeżą zieleń, a końcówki gałęzi skierowały się ku podłodze. Ledwo trzymałam bombki.

   Podszedł do mnie mężczyzna z pudełkami. Uradowałam się, ponieważ myślałam, że są to prezenty, a wieczorem znowu wszyscy zasiądą do świątecznego stołu. On jednak zaczął zdejmować ze mnie ozdoby. Kartony służyły mu do przechowania dekoracji.

   Kiedy skończył, chwycił mnie i wyjął z wody. Zniósł ze schodów i zostawił mnie w altance śmietnikowej. Było tam nieprzyjemnie. Opierałam się smutno o ścianę, czując jak opuszczają mnie siły. Przypomniały mi się wtedy wspomnienia z tego pięknego dnia, gdy wszyscy się śmiali i kochali. Pomyślałam również o tych wszystkich choinkach, które nadal stoją nudząc się. „Może one przeżyły więcej czasu, jednak tępo wpatrując się przestrzeń. Mój żywot był krótszy, ale doznałam wielkiego szczęścia.” pomyślałam i pogrążyłam się w wiecznym śnie.

 

 

 

 

Komentarze