Kartki z dziennika nastolatki
Kartki z dziennika nastolatki
Poniedziałek, 13 lutego
Powinnam zacząć moją historię od
przedstawienia się, ale skoro, jak to powiada moja mama: „Jesteś taka
roztrzepana i nieodpowiedzialna”, rozpocznę od historii tego zeszytu. Nie jest
to taki zwykły zeszycik małej dziewczynki z kokardami we włosach piszącej:
„Pamiętniczku zaczarowany, zachowaj moje sekrety i nie powiedz cioci, że zupa
pomidorowa na dzisiejszym obiadku była niedobra i, że mama robi lepszą” itp.
Tylko poważny dziennik. Mimo iż napisałam ledwie kilka zdań, już wiem, że za
kilka dni zapomnę o tym, że ten zeszyt istnieje i zacznę zapisywać go tylko
wtedy, kiedy będę miała czas. Wracając do pochodzenia tego notatnika, dostałam
go na swoje imieniny w niedzielę. Niestety na okładce jest wielki napis
PAMIĘTNIK a moje młodsze i starsze rodzeństwo może być tym zainteresowane. Mój
starszy brat ma na imię Radek, a młodsza siostra Aniela (mały diabełek). Radek
ma 16 lat, ja 13 a diablątko 8. Niestety, od szóstego roku życia mojej siostry
pożegnałam się z prywatnością. Gdy tylko nauczyła się czytać, dobrała się do
moich autorskich rymowanek, nauczyła się ich na pamięć i całymi dniami je
śpiewała, nikomu nie dając spokoju. Od tamtej pory uwielbia myszkować w moich
rzeczach. Na całe szczęście mamy duży dom, dzięki czemu mogę mieć własny pokój
i wychodząc z niego, zamknąć go na klucz, ale rodzice raczej są temu przeciwni,
a ja zwykle o tym zapominam. Mieszkamy w Warszawie, ale każdy weekend
spędzamy na działce ok. 50 kilometrów na północ od niej. Tam też jest sporo
miejsca, dlatego zawsze mogę odciąć się od brata, który jak zwykle zapomniał
ładowarki lub słuchawek do telefonu i nie da mi spokoju, dopóki mu ich nie
pożyczę i od siostry, która zauważyła, że kupiłam sobie nowy długopis, który
jest ładniejszy od tego jej i będzie mi jęczeć, dopóki nie obiecam jej, że kupię
jej taki sam. Mam nadzieję, że za kilka lat przeczytam sobie wszystko, co tu
napisałam i będę mogła powspominać, jak to było. Teraz, kiedy już wiadomo co
nieco o moim życiu rodzinnym, przyszedł czas na część szkolną. Moją
wychowawczynią jest Pani Trocka, polonistka. Wymyśliliśmy jej przezwisko
„Strzała”, ponieważ zawsze, gdy piszemy jakiś sprawdzian, kartkówkę lub
wypracowanie oceny są na następną lekcję i jej uwagi co do błędów, jakie
popełniliśmy, są celne i przydatne przy poprawach, ale nie uszczypliwe.
Wszystkie pozostałe nauczycielki zwykle sprawdzają nasze prace dużo dłużej i
ich rady co do naszych pomyłek nie są aż tak trafne, stąd jej przezwisko. Co do
reszty grona nauczycielskiego na razie nie mam co opowiadać, ale długo nie
potrwa spokój od afer szkolnych, na pewno Agata lub Eryk coś wymyślą. Agata to
królowa gangu najbardziej wrednych dziewczyn w klasie. Jakiś czas temu
zauważyłam, że cała nasza klasa dzieli się na - jak zwykłam mówić - „grupki
społeczne”. Akurat do tej grupki należy jeszcze Monika i Agnieszka. Zapewne
równie interesującą, jednoosobową grupą społeczną jest Eryk. Nikt w klasie go
nie lubi, dlatego jego mama często przychodzi do naszej szkoły, czasem tylko po
to, by powiedzieć pani Trockiej, jacy to my jesteśmy dla niego okrutni. To nie
jest tak, że my go nie lubimy tak po prostu. Jest przemądrzały, zarozumiały,
kłamie, skarży, płacze, gdy tylko się go dotknie, jest bez powodu wyróżniany
przez nauczycielki i stawiany klasie za wzór. Wszystkie te cechy nie są mile
widziane u kolegi czy przyjaciela, a stawianie za wzór i mówienie, jaki on jest
idealny najbardziej szkodzi właśnie Erykowi, bo pogłębia to nienawiść
rówieśników do jego osoby. Zwykle jakieś nieprzyjemne sytuacje wynikają także
ze złego zachowania sporej części osób, co także nie poprawia atmosfery. Dosyć
dużo napisałam już o tych nieprzyjemnych sprawach, czas przejść do przyjemnych.
Najbardziej w klasie koleguję się z Karolą i Sarą. Tworzymy zgraną paczkę i
zawsze możemy na siebie liczyć. Lubię też Michała, znamy się od przedszkola.
Niestety, muszę już kończyć, bo mam sporo lekcji do odrobienia, ale jutro będę
kontynuować moją historię.
4 godziny później…
Aha, i mam na imię Nora.
Wtorek, 14 lutego
Tak jak już napisałam, dziś dokończę moją
historię. Myślę, że ogólnie napisałam już wszystko, lecz w żaden temat
się nie zagłębiałam, dlatego istotne informacje będę dopisywać. Chociaż, za
kilka lat powinnam pamiętać, co wtedy czułam i jak się nazywam, uważam, że
takie informacje dodają temu zeszytowi tajemniczości i sprawiają, że czuję się,
jakbym była jakąś wojenną łączniczką i w wolnych chwilach spisywała swoje
przeżycia dla następnych pokoleń. Z pewnością nie chciałabym się zamienić z
jakąkolwiek osobą, która przeżyła wojnę, ale takie uczucie związane tylko z
zapiskami chyba nie jest brakiem szacunku dla osób, dzięki którym żyję w wolnym
kraju lub wdzięczności za to wszystko. Napisałam już dużo na tematy takie
poboczne, dlatego przejdę do dzisiejszego dnia. Kilka dni temu, gdy padał
straszny deszcz, ja musiałam wyjść z domu na zajęcia z angielskiego, a że omal
bym się nie spóźniła, wychodząc wzięłam pierwszy lepszy parasol. Niestety,
późnym wieczorem zorientowałam się, że zapomniałam go zabrać z sali. Było już
za późno, aby po niego jechać, dlatego postanowiłam poszukać go innego dnia.
Potem okazało się, że był to ulubiony parasol mojego taty. Koniecznie musiałam
go odnaleźć. Dziś właśnie po lekcjach poszłam z Sarą go poszukać, ale kiedy
bardzo mi zależy, aby coś zrobić, to to się nie udaje, lecz jeszcze wtedy tak o
tym nie myślałam i szłam przez korytarz licząc, że ktoś go znajdzie. Niestety,
tak jak przeczuwał to mój tata, parasola nie było. Poszukam go jeszcze innego
dnia, ale na razie mam przechlapane, bo rodzice będą wściekli. Co prawda rzadko
zdarza mi się gubić jakieś rzeczy i gdyby był to ten parasol, który jest lekki,
słaby i był tani, to nic by się nie stało, ale że jest to akurat ten ulubiony
taty… Tu już jest problem.
20 minut później…
Pół godziny temu do domu weszła moja
mama, a gdy wszystko jej opowiedziałam, doradziła mi, abym przygotowała
ogłoszenia i na następnych zajęciach je rozwiesiła. Pomysł jest genialny.
Chwilę temu napisałam i wydrukowałam informacje z kontaktem do mnie i zamierzam
odnaleźć tę parasolkę. Dziś, po nieudanych poszukiwaniach, zaprosiłam na ciasto
Sarę i razem odrobiłyśmy lekcje, pouczyłyśmy się do kartkówki i pogadałyśmy.
Siedziałyśmy tak dobre kilka godzin, ale w końcu Sara musiała iść. Dzień w
szkole był raczej taki nie za bardzo wyróżniający się. Teraz muszę pouczyć się
do konkursu i iść spać.
Komentarze
Prześlij komentarz
Przekleństwa i wulgaryzmy. Ich używanie jest szkodliwe!