Listy Robinsona do rodziców napisany z wyspy

Wyspa, 25 maja 1676 r.

Kochani Rodzice!    

     Na samym początku chciałbym Was bardzo przeprosić. Jestem bardzo zły, że nie posłuchałem Waszych rad, ale gdybym Was posłuchał, nie przeżyłbym tylu przygód.

Teraz jestem na bezludnej wyspie. Mieszkam tu z Barnabą, Polly i Friendem. To oni są moimi przyjaciółmi i nie umiem sobie teraz wyobrazić, żebym ich zostawił. Myślę, że jeśli miałbym wrócić, to tylko z nimi, gdyż bardzo się do nich przywiązałem.

Swój dom nazwałem Yorkiem, żeby nie zapomnieć, skąd pochodzę. Myślę, że to trafna nazwa, bo czasem leżę w nim i myślę o Was, o Hull, które zawsze w nocy tętniło życiem,     a nawet o mleczarzu, który budził mnie każdego ranka.

         Na wyspie jest mnóstwo pracy. Codziennie muszę chodzić doglądać pola, zbierać zapasy na deszczowe dni oraz urządzać polowanie na Koziego Króla.

         Któregoś słonecznego dnia z Przylądka Nadziei zauważyłem tonący statek, ludzie wołali o pomoc, jednak nie miałem co zrobić, przecież nie miałem ani statku, ani tratwy, którymi mogłem tam popłynąć.

Po kilku godzinach zbudowałem tratwę, którą popłynąłem do tonącego statku. Nie było na nim żadnej żywej duszy. Wszyscy musieli utonąć. Wziąłem potrzebne rzeczy, które mogłyby mi się przydać i wróciłem na wyspę. Musiałem tam wrócić kilka razy, bo nie wszystko zmieściłoby się na jednej tratwie.

Po powrocie do Yorku byłem bardzo zmęczony, ale cieszyłem się, bo wreszcie mogłem zjeść coś normalnego, a nie cały czas surowe mięso. To była uczta dla oczu i podniebienia, poczułem się jak w domu.

Następnego dnia musiałem pochować całą amunicję i zapasy jedzenia do różnych skrytek na wyspie. Po południu odpoczywałem. Zacząłem pisać pamiętnik o swoich przygodach.

         Kochani Rodzice, muszę kończyć, bo słyszę, że Barnaba kłóci się z Polly, muszę ich rozdzielić, żeby nie zrobili sobie krzywdy.

Bardzo Was kocham i wierzę, że kiedyś się jeszcze spotkamy,

Wasz najmłodszy syn, Robinson

praca Oli Tomaszewskiej, kl. VI b

 

List Robinsona do rodziców napisany z wyspy

(Autorką pracy jest Marta Orzeszek, klasa VI b)

 

 

                                                                                              Wyspa Robinsona, 28 lutego 1653 rok

 

Drodzy Rodzice!

 

            Po wielu latach rozłąki chciałbym Was przeprosić. Za moją bezmyślną ucieczkę z domu.

Teraz, po wielu latach pływania po oceanach i różnych przeżyciach, zrozumiałem, że mieliście rację. Gdy pierwszy raz wypłynąłem w morze, spotkał mnie okropny sztorm, ledwo uszedłem z niego z życiem.

            Gdy dostałem się do Londynu, życzliwy kapitan wziął mnie ponownie na statek.             W dzień kazał mi ciężko pracować, czyścić pokład i łańcuchy, a w nocy uczył mnie sztuki nawigacji. Pokazał mi także, jak prowadzić handel z mieszkańcami Afryki. Lecz w drodze powrotnej zachorował i zmarł jeszcze przed dopłynięciem statku do portu. Gdy ponownie wypłynąłem do Afryki, zaatakowali mnie piraci i zmusili do pracy w ogrodzie. Tam nauczyłem się sztuki uprawiania tutejszych roślin. Po kilku latach udało mi się wyrwać           z niewoli z Ksurym. Żeglowałem z min wzdłuż wybrzeży Afryki i w końcu dopłynęliśmy do Brazylii. Tam założyłem plantację. Trzy lata później pewien kapitan zechciał, żebym popłynął z nim i handlował z mieszkańcami Afryki, izgodziłem się. Niestety, podczas podróży spotkał mnie najgorszy sztorm w moim życiu. Tylko ja przeżyłem z załogi tego statku. Ocean wyrzucił mnie na plażę bezludnej wyspy, która stała się moim domem na wiele lat.

            Muszę Wam powiedzieć, że na mojej wyspie dużo osiągnąłem. Pierwsze dwie noce przespałem na drzewie, a następnego dnia znalazłem przytulną jaskinię blisko brzegu oceanu. Wyłożyłem ją mchem i przygotowałem posłanie. Zbudowałem także z kamieni ogrodzenie, które później porosło bluszczem i mchem. Wejście do jaskini zastawiłem wielkim głazem, który znalazłem na najwyższym wzgórzu tej wyspy. Wzgórze to nazwałem Wzgórzem Nadziei, bo dawało mi nadzieję na zobaczenie statku na horyzoncie.

            W następnych latach znalazłem rosnące na wyspie zboże, które kiedyś niechcący wysypałem z kieszeni. Podczas mojej pierwszej pory deszczowej ledwo uszedłem z życiem. Zachorowałem. Uratowałem koziołka, papugę i psa. Koziołek, którego nazwałem Barnaba, towarzyszył mi na wyspie. Papugę Polly uratowałem od śmierci, bo miała złamane skrzydło. A psa Frienda uratowałem z tonącego statku i wziąłem stamtąd wszystko, co wydało mi się potrzebne.

            Ale myślę, że największym moim osiągnięciem było skrzesanie ognia i ulepienie glinianych garnków. Pewnego dnia uratowałem karaibskiego chłopca i nazwałem go Piętaszek. Nauczyłem go wszystkich moich umiejętności.

            Muszę już kończyć, zaraz zajdzie słońce. Bardzo Was kocham

 

 

                                                                                              Robinson Cruzoe

 

Ps.: Odpiszcie jak najszybciej. R.

 

                                                                                 Wyspa, 24 grudnia 1663 r.

                 Drodzy Rodzice!

         Minęło już parę lat, odkąd ostatni raz się widzieliśmy, a ja wciąż marzę o powrocie w rodzinne strony. Nawet nie wiecie, z jaką rozkoszą posłuchałbym teraz Waszych zakazów i przestróg!

         Chcę, żebyście wiedzieli, że jestem w (raczej) bezpiecznym miejscu. Nie ma tu zbyt wielu groźnych i dzikich zwierząt. Ostatnio trochę zaniepokoiło mnie pojawianie się oznak cywilizacji, a mianowicie wypalonego ogniska, wokół którego leżało mnóstwo  ludzkich szczątków. Mogę więc przypuszczać, iż moi sąsiedzi są kanibalami. Nie martwię się jednak, ponieważ nie stanowią dla mnie (prawie) żadnego zagrożenia, póki nie wiedzą o moim istnieniu. Ja nie zamierzam się ujawniać!

         Mogę się również pochwalić, że całkiem nieźle sprawdzam się jako: ogrodnik, hodowca oraz kucharz. Jeśli chodzi o gotowanie, to jeszcze zastanawiam się, co przyrządzić na ten wyjątkowy wieczór… No tak! Prawie bym zapomniał, z jakiego powodu wybrałem dzisiejszy dzień na pisanie tego listu! Dziś jest Wigilia, więc chciałem Wam złożyć świąteczne życzenia w możliwie jak najbardziej przyzwoity sposób. Życzę Wam, abyście byli zdrowi, szczęśliwi, żyli w dostatku i w miłości.

         Chcę również, abyście wiedzieli, że mimo iż znalazłem się w tak paskudnym położeniu, to nie żałuję mojej ucieczki i proszę Was o wybaczenie i zrozumienie.

 

            Kochający Robinson.

 

Warszawa, dnia 29 XI 2016 r.

 

Drogi Robinsonie!

            Na początku mojego pisania, a Twojego czytania, chciałabym Cię z całego serca pozdrowić.   

            Mam na imię Zuzia, mam 12 lat, a piszę do Ciebie, ponieważ niedawno przeczytałam o Tobie książkę pt. „Robinson Cruzoe”. Byłam pełna podziwu dla Ciebie i Twoich przygód. Wiem, że chciałeś zostać znanym marynarzem, a Twoi rodzice kazali Ci zostać prawnikiem, ponieważ dwóch Twych braci, niestety, zmarło na morzu – nie przetrwali sztormu. Jest mi bardzo przykro. Dlaczego zdecydowałeś się na ucieczkę z domu, aby spełnić swoje marzenia? Gdy już postanowiłeś uciec z domu, a Twój kolega ze szkoły Jakub Cię namówił na pływanie na morzu, wylądowałeś na bezludnej wyspie,  a na dodatek wcześniej ”spotkały” Cię dwa sztormy, które przeżyłeś. Byłeś bardzo dzielnym chłopcem.  Jak sobie dawałeś radę bez używania przedmiotów, które do życia codziennego są bardzo potrzebne? Gdy spotkałeś Piętaszka, nie byłeś już całkiem sam. Wiem, że początki były trudne, aby się porozumieć z małym Karaibem, ale później było już coraz lepiej. Czy w dzisiejszych czasach chciałbyś Robinsonie spotkać takiego przyjaciela jakim był Piętaszek? Przeżyłeś na wyspie trzynaście lat, według mnie to bardzo dużo. Chciałbyś w teraźniejszych czasach cały czas byś marynarzem? Uciekłbyś  z domu, aby spełnić  swoje marzenia?

            Chciałabym, żebyś wiedział, że jesteś odważny, sprytny, wytrwały oraz samodzielny. Dzięki Tobie nauczyłam się, żeby doceniać wszystko to, co się ma. 

Z wyrazami szacunku

                                                                              Zuzia

 

Izabela Lubińska  klasa 6b                           

 

                                                                                                                                             Warszawa, 29.11.2016 r.

 Drogi Robinsonie!                                                                                                                       

Na początku mojego listu chcę Ci powiedzieć , Robinsonie, że jestem pod wielkim wrażeniem, ponieważ Twoje życie na wyspie było trudne i pełne niespodziewanych przygód. Gdybym była na Twoim miejscu, nie wiem, jakbym sobie poradziła na wyspie z niedużą ilością wiedzy o roślinach, zwierzętach i żeglowaniu po morzu.

                Robinsonie Cruzoe, dużo się od Ciebie nauczyłam. Potrafię teraz bardziej  doceniać wszystko, co mam, oraz nauczyłam się cierpliwości, tak jak Ty, a to jest rzadka cecha ludzi. Zrozumiałam, że trzeba się słuchać zawsze rodziców, ale też spełniać swoje marzenia. Bardzo mi zaimponowałeś.  Najbardziej w Twoich przygodach podobał mi się Twój rozsądek. Budowałeś z drzew, lian i korzeni wiele przydatnych rzeczy na wyspie, np. koszyk, drabinę i garnki. Jesteś bardzo pomysłowy, bo chyba nikt by nie wpadł na pomysł, żeby wypalać garnki. Gdy nawet nie było pór dżdżystych, zaopatrzyłeś swoje gospodarstwo w dostatek jedzenia, np. ryb, mięsa, warzyw i owoców. Miałeś jedyne ostre narzędzie - nóż, a mimo wszystko przy ciężkiej pracy uważałeś, by go nie zniszczyć. Później, mimo strachu przed żeglowaniem, znów wyruszyłeś w morze, by dotrzeć do Twojego ojczystego kraju.  Zaimponowałeś mi swoją odwagą. Jej dowodem też uratowanie Piętaszka i próba odratowania statku „Diany”. Masz bardzo dobrą pamięć do map świata, bardzo Ci to pomogło w dopłynięciu do domu. Jestem tak jak Ty, Robinsonie Cruzoe, ciekawa świata. Może i ja kiedyś zostanę podróżnikiem...

                Na zakończenie mojego listu chciałam Ci jeszcze powiedzieć, że jest mi bardzo przykro z powodu śmierci Twoich dwóch braci. Przeżyłeś 2 sztormy i 13 lat na wyspie, jestem pełna podziwu. O Twoich przygodach dowiedziałam się z książki pt. ”Robinson Cruzoe”.                                                                                                                                                                                                                                                               

 Z uszanowaniem, Iza

Komentarze